piątek, 25 lutego 2011

Dziś tak krótko... nie będzie...

Nie chcę Wam głowy zawracać... Ale... :)

Powoli zbliżam się ku końcowi z kolejnym haftem. Już troszeczkę tylko brakuje, ale nie mam siły na dokończenie. Tu koralik, tam krzyzyk do wykonńczenia. Nie mam ochoty...

Wczoraj byłam psychicznie wykończona i muszę odreagować sprzątaniem. Dobrze, że dziś piątek i na weekend domek będzie ślnił :)

Nic złego mi się nie przytrafiło. Poprostu zaczełam szukać pracy i nie wiem czy nie za wysoko mierzę, bo upadki baaardzo bolą :) Blisko 3 lata temu zdecydować musiałam o swojej przyszłości. Życie poprzestawiałam do góry nogami. Ale albo miłość i żyli długo i szczęśliwie (tego szczęścia to mi Pan Bóg czasami skąpi i muszę go sama szukać :):) ), albo samotność i mieszkanie dalej z rodzicami, bo wiadomo jak ciężko czasami samemu o swój kąt. I zaczęło się... Postanowiłam oddać Małego M. do żłobka (i tu już wielkie oczy rodziny, bo najmłodszy na takie wygnanie skazany, a ja same pozytywy widzę :) ) i poszukać pracy... Niestety mieszkam teraz za granicą i języka uczę sie dopiero 3 lata! Z przerwami... Często sama w domu. Mało niestety kontaku z tubylcami mam, a mój Duży M. mnie ostatnio rozśmieszył, bo stwierdził, że jak poszłam na pół roku do szkoły to mi tyle wystarczyć powinno było i że będę już świetnie gadała... Po niemiecku... Mój chłop to dobry chłop, ale czasami jak koń z klapkami na oczach :) Ma szczęście, że go tak mooocno kocham :)

No nic... Wczoraj miałam taką próbę sił. 3,5 h rozmowy kwalifikacyjnej! 10 kandydatów! 2 osoby pytajace! Poległam na całej długości i szerokości. Ale cóż mogę powiedzieć. Wsiadam znów na tego konia i jadę dalej przed siebie :)

A tu mój haftowany obraz, który został w moim domu rodzinnym. Tęsknię za taką zielenią na zewnątrz...


2 komentarze:

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...